Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   352   —

Możesz jeszcze coś dostać. Może chcesz jeszcze coś, prócz tego?
Chłopiec nie namyślał się ani chwili, rzekł natychmiast.
— Dobrze, już wiem co.
— Co takiego?
— Ale zrobisz mi to?
— Zrobię, jeśli się to okaże korzystnym dla ciebie, a innym także nie zaszkodzi.
— Daj mi słowo honoru.
— Do pioruna, to brzmi całkiem serio! Ty łotrzyku, chcesz mię zmusić do czegoś? Może chcesz jakieś głupstwo popełnić?
— Nie, masz tylko komuś wybaczyć.
— A! Hm, znowu to twoje dobre serce. Któż to taki?
— Powiem dopiero, gdy będę miał twe słowo honoru.
— Ty łotrze, jesteś przebiegły. Powiedz, czy zaszkodzi to komu, jeżeli przebaczę?
— Nie.
— Dobrze więc, masz moje słowo honoru. Teraz zaś powiedz, co masz na sercu?
— Panie kapitanie, nie łaj Ludwika za to, że dziś spudłował.
Nadleśniczy zmarszczył czoło.
— On spudłował? Nie wierzę temu. Był przecież zawsze celnym strzelcem.
— A jednak to prawda. Powiedział sam, że jest to strzał świński.
— Hm! cóż więc zastrzelił?
— Psa.