Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 11.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   308   —

— Dlaczego, sennorze? — Pański „Jefrouw Mietje“ żegluje ociężale, pan byś przed nim nie umknął.
— Skąd pan wie, że chcę przed nim umknąć?
— Ba, to chyba byłoby dla pana najlepsze!
— Hm.
Na to powiątpiewanie rozpalił się Hiszpan jeszcze więcej i rzekł:
— Macie może armaty na pokładzie?
— Armaty? — zapytał Holender zdziwiony. Czy mój Jefrouw jest pancernikiem, że musi wojować armatami? Mamy tęgie rusznice na pokładzie, to wystarczy.
— Duma poprzedza upadek, proszę to zapamiętać, Mynheer.
— Dobrze, nie zapomnę.
Przy tych słowach podniósł się Mynheer Dangerlahn. Można było po nim poznać, że ta rozmowa i towarzystwo Hiszpana nie było mu przyjemne. Wypił i wyszedł.
Gdy przechodził koło bufetu, pochyliła się ku niemu matka Dry i zapytała.
— Czy przyjdzie Jefrouw Mjetje, Mynheer?
— Tak — odpowiedział.
— Kiedy?
— Zaraz.
Kroczył poważnie ze świadomością, że jest holenderskim właścicielem okrętu i jego kapitanem. Przy brzegu znalazł swoją łódkę, wsiadł do niej i kazał powiosłować do okrętu. Wszedłszy na pokład statku, udał się wprost ku podwyższeniu, na którym siedziała jego żona i rzucił na nią spojrze--