Przejdź do zawartości

Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   265   —

— Więc hrabia Alfons zostanie teraz waszym panem?
— Właściciel gospody ociągał się z odpowiedzią, wreszcie rzekł:
— Wy, ojcze duchowny, mnie nie zdradzicie?
— Nie miejcie najmniejszej obawy.
— Hrabia Alfons — zaczął gospodarz — nie jest mile widziany. Wielu go nie lubi, inni zaś go wprost nienawidzą. Szczęście z zamku Rodriganda uleciało bezpowrotnie, nie sądzę, by się kiedyś na lepsze zmieniło. Służba także długo w zamku nie wytrzyma, rozproszy się na wszystkie strony, po czym przyjmą służbę o podobnym charakterze do hrabiego Alfonsa. Przyjdą więc jeszcze gorsze czasy.
— U kogo ze służby możnaby się najlepiej dowiedzieć coś bliższego o wypadkach ostatnich dni?
— Proszę pójść do kasztelana, sennora Alimpo. Ten jest najwierniejszy i najzacniejszy ze wszystkich.
— Czy zechce mi wszystko wyjaśnić?
— Niezawodnie, duchowny człowiek, tak jak wy, ojcze, nie ma przecież złych zamiarów, jeżeli się chce o czymś dowiedzieć.
— No, to pójdę do niego. Bóg z wami, miejcie się dobrze i przyjmijcie podziękowanie za to, żeście mnie ugościli.
Opuścił gospodę i poszedł powoli ku zamkowi. W zamku panował ruch niezwykły, jednak nie