Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   288   —

usłyszy. Alkald z najstarszym ze wsi byli również obecni.
Wszedłszy do pokoju, rozkazał ludziom, by się z sali nie oddalali i czekali na jego powrót. Następnie wrócił do adwokata.
Siadłszy przy nim, począł mówić:
— Sennor Kortejo, związałem pana, by móc z nim bez przeszkody parę słów pomówić. Żeś pan największy łotr, jakiego ziemia nosi, o tym, myślę, pan wie, proszę więc nie dziwić się, że z panem w ten sposób postępuję. Zdradził mnie pan i wtrącił do więzienia.
Związany, ze strachu począł przecząco poruszać głową.
— Nie kłam pan! Na nic to się nie zda. Jestem znowu wolny. Zdrada pańska nie doprowadziła więc pana do celu. Nawet hrabiankę Różę chciał pan usunąć. Nie umieścił jej pan wprawdzie w więzieniu, lecz w pobożnym klasztorze, ale to jest równoznaczne. Jest już wolna, mam ją tu ze sobą. Szał ją ogarnął. Otrułeś ją pan, jak niedawno hrabiego Emanuela. Nie potrząsaj głową. Wykonałeś zbrodnię swą z taką przebiegłością, że dotąd zrozumieć wszystkiego nie mogę, lecz nadejdzie czas, że schwycę cię na gorącym uczynku, a wtedy biada ci! Na dziś mało mam z tobą do mówienia. Biorę kontezzę ze sobą. Pozwolę sobie więc zapakować potrzebne ubrania i wystaram się o najbardziej potrzebne dokumenty, będą one potrzebne, gdyż hrabianka domagać się będzie wypłacenia swego majątku. Sądzisz może, że to będzie daremne, gdyż nie jest przy zdrowych zmysłach? Wyleczę ją