Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   286   —

— Tę możesz zbudzić, ale po cichu, by się nikt więcej nie obudził.
Zależało teraz lekarzowi najbardziej na tym, aby zbadać dokładnie, jakie wrażenie zrobią na chorej znane jej komnaty.
Pokoje otworzono, wniósł ją więc Zorski do środka i posadził na kanapie.
Ona jednak natychmiast usunęła się na kolana, składając ręce do modlitwy. Nie odzyskała świadomości. Nie wiedziała, że znajduje się w zamku, w swoim pokoju. Zorski nie dał po sobie znać, że cierpiał.
Tymczasem weszła pokojówka. W napływie radości, że widzi znowu swą panią, padła jej do nóg, całując po rękach i nogach. Zorski rozkazał jej natychmiast przebrać kontezzę i przygotować do podróży, a portierowi polecił, by zgromadził całą służbę w sali jadalnej. Sam udał się do mieszkania hrabiego Alfonsa. W przedpokoju spal służący, który podniósł się, gdy doktór wszedł i ze zdziwienia stanął jak wryty, poznawszy Zorskiego. Zorski wszedł do sypialni Alfonsa.
Hrabia spał. Nocna lampa oświecała sypialnię dość jasno. Nie zawahał się ani na chwilę, przystąpił do łóżka i podniósłszy prawą rękę, uderzył śpiącego pięścią w czoło.
— Tak — szepnął ze śmiechem. — Nie zabiłem go, ale stracił przytomność, teraz pozostaje mi tylko go związać.
Znalazł parę ręczników i chustek i tych użył jako powrozów, wetknąwszy mu również chustkę w usta, by nie mógł krzyczeć, po czym opuścił sy-