Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 09.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   240   —

— Pierwszy raz.
— Za co cię przymknęil?
— Sam nie wiem.
— Kogo ty bujasz, cymbale? Myślisz, że ci uwierzę?
Zorski wzruszył ramionami. Współtowarzysz niedoli zaś pytał dalej:
— No, co, nie powiesz?
— Kiedy naprawdę nie wiem.
— O, widzisz go, niewiniątko! On nie wie! Każdy, co tu przychodzi, jest niewinny, jak baranek, a potem dopiero okazuje się, co to za ptaszek. No, siadaj, nie mów, że jestem niegościnny.
— Gdzie mam usiąść? — spytał Zorski, uśmiechając się mimowoli.
— Na sienniku.
Zorski, stłumiwszy wstręt, usiadł.
Zapanowało milczenie.
— Czym jesteś? — spytał po niejakiej chwili więzień.
— Lekarzem.
— Naprawdę?
— Tak.
— Bardzo pana przepraszam, sennorze, za moją poufałość — powiedział więzień zmieszany mocno — nie wiedziałem, z kim mówię. Teraz już wierzę, że pan nie wie, za co pana aresztowali.
Kto pana przesłuchiwał?
— Korregidor.
— To szubrawiec, łajdak z pod ciemnej gwiazdy! Czy pan wie, kiedy się pan może spodziewać drugiego przesłuchania?