Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 08.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   210   —

— Włożono ją temu człowiekowi przed zrzuceniem go do przepaści.
— A pierścień?
— Tak samo.
— A więc pan twierdzi, że umyślnie popełniono zbrodnię, a trupa dla niepoznaki przebrano za don Emanuela?
— Z pewnością! Przyjrzyjcie się państwo zwłokom raz jeszcze: spadły one wprawdzie z ogromnej wysokości, ale w żadnym razie nie mogły zostać tak zmasakrowane i zniekstałcone w czasie upadku. Pewny jestem, że po strąceniu tego człowieka ze skały, sprawcy zeszli na dół i kamieniem zmiażdżyli twarz i wszystkie części ciała, które mogłyby zdradzić, że to nie jest hrabia.
— Ba! — parsknął Alfons — to wariat skończony.
Notariusz stuknął się znacząco w czoło. Wszyscy dokoła patrzyli na doktora, kręcąc głowami ze zdumieniem i niedowierzaniem.
Jeden tylko Garbo zbladł, jak ściana. Doktór spojrzał nań bystro i rzekł:
— Zaraz wam dostarczę dowodów, moi ludzie.
Odszedł na stronę, podniósł jakiś kamień, podał go alkaldowi i zapytał:
— Widzi pan co jest na tym kamieniu?
— Widzę krew — odpowiedział wójt.
— To nie jest krew, panie alkaldzie. Niech pan to pokaże doktorowi Ciellemu, a on natychmiast nam objaśni, co to jest — rzekł Zorski z ironią.