Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 07.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   183   —

Kortejo spochmurniał.
— Czy nie mógłbyś być ze mną szczerym? — zaczęła Klaryssa. — Czy nie mógłbyś mi powiedzieć...
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła — przerwał notariusz. — Kto trzyma język za zębami, nigdy źle na tym nie wychodzi. Ale swoją drogą hrabia nie powinien nigdy odzyskać przytomności.
— Cóż więc zamierzasz? — spytała Klaryssa.
Ale na to pytanie nie dostała odpowiedzi.

O północy zakradł się notariusz do parku, gdzie pod umówionym drzewem czekała nań już Carba.
— Dobry wieczór — powitała go — jakże się ma hrabia?
— Musi umrzeć — z ponurą stanowczością odpowiedział notariusz.
— Jak to rozumieć, sennorze? Czy jest nieuleczalnie chory?
— Nie, ale trzeba się go pozbyć.
— Aha, rozumiem.
— I wy to macie zrobić.
— Dobrze, ale to będzie dużo kosztowało.
— Ile?
— Don Emanuel jest hrabią...
— Wiem o tym — przerwał notariusz — ale chciałby wiedzieć, ile ma kosztować jego śmierć.
— Don Emanuel jest bardzo bogaty — ciągnęła cyganka dalej, nie zważając na zniecierpliwienie