Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 07.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   199   —

I zwracając się do Alfonsa i Korteja, dodał:
— Proszę panów, przejdźmy do gabinetu i tam wysłuchamy do końca.
— Nie! — krzyknęła Róża — nie pozwalam na to. Muszę wiedzieć, co się stało z ojcem.
Drżała jak liść, ale wyraz jej twarzy był tak stanowczy, że Zorski zaniechał dalszego oporu.
— Czy mam opowiadać? — spytał Garbo.
— Tak, tak, nakazuję ci to! — zawołała hrabianka porywczo.
— Na dnie przepaści znalazłem trupa — rzekł krótko, lecz dobitnie cygan.
— Ojcze! drogi, kochany ojcze! — zapłakała Róża. — Ach, ja nieszczęśliwa!
— Donno Różo, przecież nie widzieliśmy zabitego i nie wiemy, czy to don Emanuel pocieszał ją Zorski. — Niechże pani tak nie rozpacza, może to tylko nieporozumienie, może zabitym jest ktoś inny, a choćby to nawet był don Emanuel, to kto wie, czy nie zemdlał tylko od upadku i czy nie uda się go przywrócić do życia.
— To niemożliwe, sennorze — rzekł Garbo pokornie — ten pan zmiażdżony jest zupełnie.
— Czy masz ten kawałek bielizny przy sobie? — spytał Alfons.
— Mam.
Cygan wyciągnął z kieszeni kawałek białej, delikatnej materii jedwabnej i podał go młodemu hrabiemu. Ten rzucił na niego tylko okiem i zawołał:
— To nasz herb! Nie ulega najmniejszej wątpliwości.