Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 02.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   33   —

Mariano szybko skrył się w ciemnej framudze, ksiądz zaś stanął tak, by wchodzący nie mógł go zobaczyć.
Otworzyły się drzwi i na progu pojawił się kapitan.
— Co się tu dzieje? — zapytał zdziwiony.
— Spowiadam umierającego — odpowiedział ksiądz. — Nie wchodź tu, kapitanie, bo nam przeszkodzisz.
— Dobrze, nie wejdę. Ale dlaczego nie został w tej celi, do której kazałem Marianowi go zaprowadzić?
— Czyż wolno, by spowiedź umierającego podsłuchali ludzie niepowołani? Ta cela jest na uboczu i dlatego przenieśliśmy się do niej.
— Bardzo jesteście ostrożni, ojcze — rzekł kapitan z nutą podejrzliwości w głosie — ale chciałbym wiedzieć, czy w tej spowiedzi nie ma nic takiego, co mogłoby nam zaszkodzić.
— W spowiedzi żebraka? — obruszył się zakonnik. — Idź, kapitanie, ciebie się widać żarty trzymają, a z świętego sakramentu drwić nie wolno.
Kapitan rozejrzał się po celi i, nie zauważywszy nic podejrzanego, wyszedł. Mariano i ksiądz odetchnęli — niebezpieczeństwo minęło.
— Mój synu — rzekł Dominikanin, gdy kroki herszta zamilkły — popełniłeś wielki grzech: wydarłeś dziecko rodzicom i z twojej winy stało się ono rabusiem. Grzech to wielki, większy jeszcze, niż sam sądzisz, ale większą jeszcze jest łaska i miłosierdzie Boże. Wszech-