Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   6   —

Notariusz żachnął się niecierpliwie. Zrozumiał przycinek herszta rozbójników, ale nie chciał dać za wygraną.
— Sennor kapitano — rzekł — nie jestem dzieckiem, by mi pan opowiadał takie bajeczki. Powiedz lepiej, ile to będzie kosztowało. Zaznaczam, że zapłacę każdą żądaną sumę.
— Szkoda gadać, sennorze. Nie zrobię tego, choćbyś mi zapłacił dziesięć tysięcy dublonów.
— To pańskie ostatnie słowo?
— Najostatniejsze, sennorze. „Brygant“ to człowiek honoru i dotrzymuje zawsze swoich zobowiązań.
— Szkoda.
— Trudno, nie mogę inaczej. A kim jest drugi klijent?
— Lekarz z Polski.
— No, tego doktora, panu „załatwimy“. Nawet od pana po starej znajomości nie zażądam wiele. Gdzie ten człowiek mieszka?
— U hrabiego Rodriganda.
Herszt skrzywił się.
— Nie bardzo miła dla nas robota... Gość Rodriganda?
To mi się nie podoba.
— Ba, a któż panu zabroni go sprzątnąć?
— Mówiłem już panu, sennorze, że my naszych przyjaciół nie tykamy.
— Ależ ten cudzoziemiec nie jest chyba waszym przyjacielem?
— No nie, w każdym jednak razie jest to gość hra-