Strona:Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mujące stosunek nasz do życia. Ja, osobiście, przeobrażeniom tym uległem bezpośrednio po pańskim lapsusie, to jest po kompletnem przez pana, panie konsyljarzu, oślepieniu. W tej chwili odczułem, że stosunek mój do życia, czy, ściślej mówiąc, do rubla zmienił się radykalnie, to jest unormalnił się nagle, uzdrowotnił, wyprostował.
— To ciekawe.
— I pouczające dodał żebrak. Ale pan nie siada...
Wskazał miejsce na wschodach obok siebie.
— Ha, mruknął doktor, nieco tą propozycją stropiony dziękuję, postoję.
— Opowieść moja będzie długa.
— Nic nie szkodzi, mam ciepłe futro.
— Tedy zaczynam, — prawi dziad, wychodząc już zgoła z właściwego dziadowskiego tonu — zaczynam od początku.
— Stosunek mój do życia, czy ściślej, jak to zresztą już zaznaczyłem, do rubla był zawsze obrzydliwie nienormalny, fałszywy, poprostu kaleki. Drogą analogji i wyłączeń, zresztą drogą wszelkich innych metod poznawczych, doszedłem ostatecznie do zdjagnozowania swego stanu i stwierdzenia, że choroba jest dziedziczna, więc nieuleczalna.
Istotnie, stosunek już ojca mojego do rubla był fatalny i szło to widocznie, jako obarczenie fa-