Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 02.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  56   —

żadnego znaczenia, że mogło mu się udać kilka operacji. W tysiącu innych wypadków może okazać się wręcz zabójcą. W imię czego tedy doktór medycyny, który na swoje fachowe wykształcenie wydał moc pieniędzy i stracił wiele lat, ma wyrzekać się dobrowolnie przysługujących mu uprawnień, obojętnie przyglądać się szkodliwej i niebezpiecznej działalności jakiegoś prostaka, no i przymierać głodem?
— W imię czego?!
Czy dlatego, że nie pochwalają jego stanowiska ci poczciwi zapewne, lecz nieinteligentni ludzie?... Ależ właśnie jako inteligent, jako jedyny tu człowiek z wyższym wykształceniem, powinien by ich pouczyć, powinien im wytłumaczyć, że postępuje sprawiedliwie i słusznie, iż proceder znachorski stanowi niebezpieczeństwo publiczne, że prawa muszą być szanowane, że wreszcie kradzież jest zawsze kradzieżą, niezależnie od takich czy innych pobudek działania. Że społeczeństwo cywilizowane, że państwo i wszyscy świadomi obywatele mają obowiązek przestrzegania w każdej okoliczności ustalonego porządku.
Oczywiście w motywach postępowania Kosiby znajdzie się wiele podstaw do łagodnego wyroku. Ale to należy do sądów...
Nie, doktór Pawlicki nic tu sobie nie miał do wyrzucenia. Chyba to tylko, że wrodzona duma nie pozwalała mu zniżyć się do usprawiedliwienia się przed tymi ludźmi, co zresztą na nic by się nie zdało.
Stał więc w milczeniu, z podniesioną głową i z zaciśniętymi ustami, udając, że nie dostrzega nieżyczliwych spojrzeń.
Przodownik Ziomek skończył protokół, odczytał, obecni podpisali.
— Musi pan jeszcze podpisać zobowiązanie o niewydalaniu się — zwrócił się do Kosiby — o tutaj. Nie wolno panu wyjeżdżać bez zawiadomienia policji.
— Jak to? — zdziwił się doktór. — Pan go nie aresztuje?
— Nie widzę powodu — wzruszył ramionami przodownik.
— Chyba udowodniona kradzież?...
— I cóż z tego?... Aresztuje się wówczas, gdy są powody obawiać się ucieczki oskarżonego, a ja jestem pewien, że on nie ucieknie.
— Ta pewność może być zawodna.
— Za to już ja ponoszę odpowiedzialność, panie doktorze. Zresztą kieruję sprawę do sędziego śledczego. Może on zarządzi aresztowanie, jeżeli pan o to będzie zabiegał. Ale wątpię. Po wyroku zamkną go, oczywiście, w tym wypadku, jeśli wyrok będzie skazujący. No, to już tu nie mamy nic do roboty. Do widzenia, panie Kosiba! Życzę zdrowia, panno Marysiu!
Wyszli i po chwili turkot bryczki oznajmił, że odjechali.
Znachor stał nieruchomo przy drzwiach. Gdy odwrócił się, zobaczył Marysię zalaną łzami.