Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

błyszczący. Naogół jednak był człowiekiem wesołym i ogólnie go lubiano.
Wkrótce po nim przyszli dwaj bracia Olszewscy i żona starszego z nich, Pawła. Olszewscy mieli jatkę w Mokotowie i młodszy z nich, Zygmunt, który świeżo wyszedł z wojska, rozglądał się podobno za żoną.
W pokoju zrobił się teraz gwar, gdyż to należało do specjalności pani Pawłowej. Taka była piskliwa, chichotliwa i gadatliwa. Co drugie słowo wykrzykiwała „O jej“, wszystkich zarzucała pytaniami, a chociaż znajdowała się już chyba w siódmym miesiącu, wciąż tak samo wymachiwała rękami, podskakiwała, przesiadała się, chwili nie mogła usiedzieć na miejscu. Na oko była młodsza od Adeli, lecz w rzeczywistości miała już blisko czterdziestkę, bo wiadomo było, że z mężem są w jednym wieku.
Półmisek znowu powędrował do kuchni i wrócił wyładowany aż po brzegi, na stole zjawiła się znowu butelka czystej wyborowej i dwie angielki, bo popierwsze kieliszków zabrakło, a podrugie nowi goście musieli dopędzić kolejkę. Adela z wypiekami na twarzy krzątała się dokoła stołu, młodszy Olszewski zdawał panu Biesiadowskiemu relację z tego, jak teraz w wojsku karmią, starszy wraz z żoną radzili się pana Nieczaja w jakiejś skomplikowanej sprawie zatargu z restauracją Hubisza, a wuj Zaklesiński to tu to tam dogadywał swojemi wierszami.
Magda niecierpliwie spoglądała na zegarek. Obliczała sobie, że dziś spotka u Zbawiciela Zosię Jasionowską, koleżankę ze szkoły choreograficznej. Jeżeli uda się wykręcić i pójść do Zbawiciela, to będzie mogła przed Zosią wytłumaczyć się pani Iwonie chorobą, albo czemś takiem.