Recenzje nazajutrz i dni następnych nie skąpiły Magdzie wyrazów uznania, a sztuce zapewnień powodzenia. Istotnie kasa bywała codziennie wyprzedana. Ma się rozumieć, że przyczyniła się do tego i nowa poważna zniżka cen biletów, ale i sukces Magdy był niewątpliwy.
Pomimo wszystko z wypłatami gaż nie poprawiło się wcale. Przeciwnie, w teatrze coraz więcej zdarzało się awantur. Zdenerwowani dostawcy, różni agenci i wierzyciele urządzali w kancelarji istne wiece. Cykowski przestał pokazywać się w teatrze, wpadając tylko wieczorami na kilka minut. Aktorzy z trudem wydobywali swe „dniówki“.
Magda zaczęła unikać Biesiadowskiego. Teraz już i on nie mógł przecie nie widzieć, w jaki to interes włożył pieniądze. Wstydziła się spojrzeć mu w oczy. I, jeżeli dziwiła się czemu, to chyba spokojowi Biesiadowskiego.
Zdawał się obojętny na ogólny stan spraw teatru. Z Magdą ani razu nie zaczął o tem rozmowy. Nie wiedziała co o tem sądzić; czy była to z jego strony aż tak daleko posunięta delikatność, czy poprostu nie rozumiał poniesionej straty. Znając prawie chorobliwą oszczędność Biesiadowskiego, pojąć nie mogła jego spokoju.
Zrozumiała to wówczas, gdy bomba pękła.
Pewnego pięknego dnia rozeszła się za kulisami wiadomość, że Cykowski postanowił teatr zamknąć. Początkowo nikt w to nie chciał uwierzyć, lecz przyciśnięty do muru buchalter Getman, spełniający jednocześnie funkcje administratora od czasu ustąpienia Michałka, przyznał się, że niema innego wyjścia z sytuacji. Bankructwo było nieuniknione.
Zrobił się wielki gwałt. Cykowskiego niemal przemocą wyciągnięto w nocy z łóżka i sprowadzono do teatru.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/280
Wygląd
Ta strona została skorygowana.