Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zem ze mną, o piątej. Razem ze mną będziesz chodziła do sklepu, a po robocie marsz natychmiast do domu i ani kroku za próg. Słyszałaś?
Magda milczała.
— Słyszałaś? — powtórzył groźnie.
— Przecież słyszę, bo tatko tak krzyczy, że cała kamienica słyszy. Mam być w więzieniu, to będę.
— Jeżeli nie podoba ci się rodzicielski dom, to uważaj, żebyś do prawdziwego więzienia nie trafiła. I pamiętaj, żeby twoja noga u tej rajfurki nie pozostała! Pamiętaj!
Podniósł wielką jak bochen pięść i chwiał nią przed twarzą córki. Stała ze spuszczonemi rękami i cała jej postawa wyrażała rezygnację i posłuszeństwo. Tylko w spojrzeniu Magdy tlił się bunt.
Nie ruszyła się z miejsca, gdy ojciec wychodził. Wiedziała, że wobec jego postanowień jest bezsilna, lecz nie odczuwała strachu. Wcześniej, czy później musiało się tak skończyć, musiało do tego dojść. Ostatecznie widywali ją przecie ludzie, gdy chodziła na Piękną, a u Bratka na kursach uczył się młody Kowalszczak. Zresztą nie obchodziło Magdy, jaką drogą i przez kogo ojciec dowiedział się prawdy, Może i Adela wygadała się?... Nie o to już chodziło. Teraz było najważniejsze, by ojciec nie narobił awantury pani Karnickiej. Ośmieszyłby tem Magdę nietylko przed dobrą panią, lecz i przed wszystkiemi koleżankami. A to skuteczniej zamknęłoby przed Magdą drogę do powrotu, niż wszystkie zakazy domowe.
Ani przez chwilę, zarówno wtedy, gdy ojciec na nią krzyczał, jak i teraz, kiedy spokojnie rozważała swoje położenie, Magda nie myślała o wyrzeczeniu się dawnych zamiarów. Nie wiedziała jeszcze, jak to zrobi, w jaki spo-