Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pionej uwagi, Magda przysuwała się do Bończy, miękko, łagodnie sadowiła się na jego kolanach i zwolna zaczynała tulić się doń. Przez ten bliski cielesny kontakt zmniejszała się dzieląca ich odległość. Ciepło jej ciała, zapach skóry, oddech przytulonej piersi — zaczynały działać. Pieszczotliwe ujęcie jego ręki, muśnięcie warg po skroniach — i słowa padały coraz rzadsze i myśli mu przędły się coraz wolniej... Z każdem mgnieniem, z każdem uderzeniem pulsu, z każdym ruchem płuc odzyskiwała go znowu, coraz prędzej, coraz pewniej, aż uczuwała wreszcie, że obejmująca ją automatycznie ręka zaciska się nad biodrami prawdziwym, żywym uściskiem.
— Jakiś ty mądry — szeptała wówczas cichutko.
Przecierał sobie czoło i rzucał, jakby na pożegnanie uciekającym myślom:
— A można, możnaby i z innej strony na to spojrzeć...
Ale już nie spoglądał, tylko przymykał oczy i poddawał się pocałunkom. A w kilka minut potem, gdy już całkiem byli przy sobie, widocznie orjentował się w jej podstępie, gdyż mówił żartobliwie pouczającym tonem:
— Mniej abstrakcji, więcej akcji!
Po chwili zaś dodawał:
— Muszę to podsunąć Hojnerowi. Doskonały refrain do piosenki „Mniej abstrakcji, więcej akcji“... Kombinujesz?... Piosenka Lewoniewskiej... Coś o mężu czy o kochanku filozofie.
— Że niby?... — chciała się połapać.
— Mniej tego, co robiłem przedtem, a więcej tego co robię teraz — wyjaśniał już z dawnym półironicz-