Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ona mi najlepsze numery psuje... — zaczął Cykowski. — Ja tego śmiecia mogę mieć tyle...
— Sam jesteś śmieć, g...niarzu! — ryknął Kornat.
— Uspokój się, Leonku, na miły Bóg, uspokój się — chwycił go za rękaw koszuli Michałek, który wyrósł jak z pod ziemi.
Nieco opodal przystanął jeszcze mały Kubicki. Inni przechodzili mimo, przyzwyczajeni do podobnych awantur.
— Za wiele sobie pozwalasz! — butnie zwrócił się Cykowski do Kornata i tupnął nogą dla dodania sobie fantazji.
— Pozwalam? Ja ci pozwalam, wiesz co? Żebyś mnie pocałował w...
Huknął na cały korytarz ostatnie słowo, zakręcił się na pięcie, spiorunował wzrokiem poczciwego Michałka i wszedł do swojej garderoby.
— Oj, trzymajce mnie, bo ja mu mordę rozbiję — podskoczył Cykowski.
Magda korzystając z zamieszania wycofała się do kurnika“, lecz tak tem wszystkiem była ogłuszona, że w następnym tańcu znowu sypnęła się aż dwa razy. Po przedstawieniu podeszła do Kornata i podziękowała mu za obronę. Wprawdzie on sam nieraz robił podobne awantury innym koleżankom, a za nią ujął się tylko dlatego, że na nią leci, ale w każdym razie postąpił ładnie.
Powiedział, że to drobiazg, i zaproponował, by wyszli razem. Zaczęła się przed nim usprawiedliwiać ze swoich pomyłek. Miała taką straszną historję zrana, później przeprowadziła się i w ciągu całego dnia nic nie miała w ustach. Kornat oburzył się na to i zaczął jej robić niby dziecku wymówki, że nie dba o siebie, że to skandal, że