Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rzeczywiście, już nasz Niemen, a nawet Wilja jest szersza. I krajobrazy tam ładniejsze, góry porosłe lasem, osypiska. Więcej malowniczości, więcej przyrody. Tu jet wszystko już zanadto uporządkowane i wylizane.
— Kultura, wysoka kultura — z podziwem powiedział Ksawery.
— Nie, proszę pana, tylko cywilizacja.
— Mówiłem o kulturze rolnej — zniecierpliwił się temi ciągłemi poprawkami — zresztą i kultura jest wyższa w Niemczech niż u nas, a zwłaszcza niż tam, na kresach. Im dalej na zachód tem większa kultura.
— Mogę to łatwo osądzić po panu — odpowiedziała dwuznacznie.
— Niby dlaczego po mnie?
— Przez uprzejmość.
— Nie oczekiwałem jej od pani.
— Zatem był pan rozsądny w swych przewidywaniach.
Zaciął usta i umilkł. Zawsze tak było. Każdy temat kończył się między nimi zgrzytem.
Już teraz nie podobała mu się wcale i jeżeli upierał się przy dotrzymywaniu jej towarzystwa, to jedynie dlatego, że irytowała go myśl zostawienia pani Znanieckiej czasu do zastanowienia się nad jego osobą. Co gorsza, mogła jeszcze wykpić go w rozmowie z takim choćby doktorem. Wprost pojąć nie umiał, jak kobieta z takiej sfery może znajdować przyjemność w obcowaniu z ludźmi, istniejącymi właściwie tylko po to, by dbać o zdrowie, interesy, czy wygodę tych, którzy za to płacą. Lekarzy, adwokatów, inżynierów i temu podobnych, uważał w gruncie rzeczy za służbę, oczywiście wyższej rangi od szoferów czy karbowych, ale przecież służbę. Fakt ich wykształcenia nie imponował mu wcale. Przecie nie