Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Znaniecka zmierzyła go roziskrzonym wzrokiem i skinęła głową:
— Dobranoc panu.
— Dobranoc pani — powiedział, gdy już znikła za drzwiami kabiny.
Rozmowa ta wytrąciła go z równowagi i rzeczywiście zamierzał uspokoić się przy pomocy alkoholu. Niestety była już godzina późna i bary pozamykano.
Zły na siebie położył się spać i zasnął przy obmyślaniu zemsty.
Nazajutrz przystąpił do realizacji tej zemsty. Wstał wcześniej, zjadł śniadanie i wśród rozlokowujących się na pokładzie zaczął wypatrywać kogoś, ktoby mógł być karą dla pani Znanieckiej.
Ta lustracja jednak nie dawała narazić rezultatu. Żadna z obserwowanych kobiet nie wyglądała ani dość szykownie ani dość ładnie, by wystarczyła na wywoływanie uczucia zazdrości u tamtej.
A należało się śpieszyć. Pani Znaniecka zaraz po śniadaniu wyjdzie na pokład i musi już odrazu zobaczyć go z inną kobietą.
I w tym właśnie momencie Ksawery dostrzegł Nieczajównę. Stała sama przy burcie, wpatrując się w morze w taniem bronzowem futerku i w berecie, w nieco nieodpowiednich pantofelkach na zbyt wysokim obcasie nie wyglądała dostatecznie elegancko, ale przecież możliwie. Zato jej miedziane włosy w słońcu połyskiwały wręcz wspaniale, no, a uroda nic nie pozostawiała do życzenia.
Przeszedł dwa razy obok, namyślając się, czy zacząć. Ostatecznie byłoby wcale rozsądne zapewnienie sobie na czas podróży przyjemnej towarzyszki, któraby w przelotnym romansiku nie widziała nic zdrożnego. Do wczorajszego wieczora był przeświadczony, że najodpowied-