Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aktorki, dla córki prostego rzeźnika wyjść zamąż nawet za takiego bubka, to przecie szczyt marzeń. Widzi pan. Taka jestem. Próżna, chciwa, zarozumiała, wyrachowana! Intruz, parwenjuszka, przybłęda... Dziewczyna z Powiśla, której zamarzyło się zostać jaśnie panią, a udało się tylko dosłużyć do roli bezpłatnej posługaczki i samicy do rodzenia dzieci jaśnie pana. Nie chcę pana oszukiwać, nie chcę pańskiej życzliwości, ani współczucia, ani serdeczności. Nie chcę ich kraść! Rozumie pan?
Chciał jej przerwać, lecz powstrzymała go ruchem.
— Nie, nie, nie chcę od pana zdawkowych słów politowania. W zupełności zasłużyłam na to, że potraktowano mnie w ten sposób. Może miałam i dobre intencje, może wierzyłam, że potrafię pokochać Ksawerego, może nie dla karjery, nie dla korzyści, lecz przez pragnienie lepszego, piękniejszego życia chciałam zostać jego żoną... Ale to już nikogo nie obchodzi. Ani pana... Ani pana... O, proszę, niechże pan nie zadaje sobie trudu... Wiem i tak, że niepotrzebnie naraziłam pana na te moje zwierzenia. Zmuszam pana do współczucia i wiem, że panu naprawdę przykro, ale to... to jest takie bolesne... takie bolesne...
Wzruszenie wybierało w niej znowu, łzy cisnęły się pod powiekami...
Raszewski ostrożnie, lecz mocno ujął jej rękę:
— Pani Magdalenko — zaczął i głos mu się załamał — Pani Magdalenko... Ja panią kocham...
Gwałtownie wyrwała rękę:
— Co?... Co pan powiedział?!...
W jej głosie zabrzmiał prawdę przestrach. Raszewski nie zrozumiał tego okrzyku i zmieszał się:
— O, bardzo przepraszam panią... Bardzo przepraszam, że w takiej chwili... Kiedy panią spotkała tak wiel-