Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poswojemu szczęśliwa. Panna Klementyna nikogo nie kocha i przez nikogo nie jest kochana.
Więc można żyć wśród nich samotnie. I nie potrzebować żadnego oparcia, a rządzić, być u siebie... Tak! Pewnie... To ona uratowała Wysokie Progi, ona związała z niemi swoje życie, ona jest w nich panią...
Zgóry dobiegał niski alt pani Miry:
— ...będę zatem czekała kartki od ciebie — mówiła — ale jeżeli nie przyślesz do południa...
Magda nie chciała podsłuchiwać. Zresztą już była zdecydowana. Pewnym i spokojnym krokiem szła pod górę.
Ksawery na jej widok cofnął się o krok i upuścił szpicrutę, którą trzymał w ręku. Pani Mira zbladła i urwała w pół zdania.
Magda skinęła głową i powiedziała całkiem spokojnie:
— O ile się nie mylę, pani Czerska?...
Oboje milczeli, wobec czego dodała:
— Bardzo mi przyjemnie.
— Właśnie spotkaliśmy się — jąkał się Ksawery. — Jechałem właśnie z Hańczy...
Magda uśmiechała się ironicznie:
— Pocóż te tłumaczenia się, mój drogi?... Wystawiasz panią w takiem świetle, jakby... jakby czatowała na ciebie.
— Pani wybaczy — wybuchnęła Czerska — ale...
— Wiem doskonale — wzruszyła ramionami Magda — że mój mąż bywa codziennie w Borychówce.
— Więc nie czatuję na nikogo po drogach!
— Cóż za różnica: po drogach, czy w domu?... Kobieta w pani wieku... Chociaż naprawdę jest pani znacznie młodsza i ładniejsza, niż mogłabym sądzić z tego,