Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spojrzeniami, ale po kątach wiecznemi szeptami i ironicznemi uśmieszkami.
Magda znienawidziła ich wszystkich i wreszcie wypowiedziała im otwartą wojnę: panią Mikicińską usunęła od zarządzania spiżarnią i kuchnią, ciotce Olesi odebrała drób, panu Suchobłockiemu piwnicę. Krótka burza, jaka z tego powodu wynikła, posłużyła Magdzie za pretekst do usunięcia darmozjadów, jak ich wyraźnie przed Ksawerym nazywała, wogóle z Wysokich Progów, a przeniesienia pani Mechowiczowej do facjatki przy gorzelni. Wśród pozostałych rezydentów zapanował strach, natomiast służba stała się wobec nowej pani jeszcze bardziej dyscyplinowana i jeszcze głębiej niechętna.
Któregoś dnia Magda, przechodząc pod oknami kuchni, usłyszała głos lokaja:
— ...czego się po rzeźniczce spodziewać — mówił — jej się w głowie od tego państwa przewróciło. Chamskie nasienie....
— Tak, jaśnie panią to trzeba się urodzić — potakiwał kucharz — Zobaczycie, że i dziedzic jej długo nie wytrzyma.
— Żebyż ją prędzej przepędził.
Magda odeszła jaknajciszej i przez pół godziny płakała w swojej sypialni.
Pierwszym odruchem było zemścić się, wydalić natychmiast!... Albo jeszcze lepiej: powtórzyć wszystko Ksaweremu, by nahajem ich obił i wyrzucił. Jednak później przyszła refleksja: pensja lokaja zalegała od przeszło dwuch lat, a kucharza prawie od trzech.
Trzeba było zaciąć zęby i udawać, że się przyjmuje za dobrą monetę owe pełne szacunku „Słucham jaśnie panią“...
Nie rozumiała, pojąć nie mogła, czego ci ludzie od niej