Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbędnego, albo regulował te rachunki, które jeszcze mogły czekać. Znowuż pani Aldona, pod wpływem chwilowego kaprysu rozdawała służbie i komu się dało prezenty, albo wydawała dyspozycje sprzeczne z zarządzeniami Magdy, której przecie z taką radością przekazała na samym wstępie tytuł i rolę pani domu. Zacny pan Michał natomiast nie umiał się pogodzić z faktem obecności letników. Wystarczało, by pod jego oknami, gdzie wspaniale operowało słońce, usadowiło się kilka osób i zaczęła się głośna rozmowa, a zaraz posyłał służącego z prośbą o ciszę. To zaś zrażało ludzi, dobrze płacących i mających prawo do korzystania z wiejskiej swobody.
Interwencja Magdy serdeczna, ale stanowcza skutkowała tylko na krótki czas.
Rodzice Ksawerego polubili ją szczerze, a on sam nie pomijał okazji do zamanifestowania swojej miłości. Pomimo to Magda czuła się w Wysokich Progach obco. Na początku nie umiała zdać sobie sprawy z przyczyn tego uczucia. Sądziła, iż wynika ono z obcości samego terenu, z obcości codziennych spraw i trybu życia w pałacu. Stopniowo jednak zaznajamiała się coraz gruntowniej ze wszystkiem i koncentrowała w swem ręku władzę. Wiedziała, że jest tu panią nietylko z nazwy.
A jednak sama musiała wmawiać to sobie. Musiała wmawiać, gdyż traciła pewność siebie. Dlatego może traktowała służbę zbyt oschle, a w stosunku do rezydentów była zanadto zapobiegliwa. Natomiast z ich strony odczuwała wyraźny chłód, pokryty wprawdzie obrzydliwą usłużnością i nadskakiwaniem, ale nie dający się zamaskować. Patrzyli na nią, jak na intruza. Każdy jej ruch, każdy krok, każde słowo były nieustannie krytykowane, oczywiście przy niej wyłącznie szpiegującemi