Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niecierpliwości Ksawerego. Przed ostatecznem ustaleniem daty zwlekała, jak mogła. Nie dla uzyskania czasu do namysłu. Na małżeństwo zdecydowała się już dawno. Jeszcze zanim usłyszała zwierzenia Ksawerego. Podobał się jej przecie od pierwszego spojrzenia. Tak właśnie wyobrażała sobie od lat pensjonarskich prawdziwego pana. Dumny, wytworny, elegancki, przystojny brunet z siwiejącemi włosami, ziemianin, prawie arystokrata, urodzony w pałacu, obracający się w najwyższych sferach. Gdy z biegiem czasu poznawała go coraz bliżej, odkrywając jedne po drugich jego wady i śmiesznostki — nie martwiła się niemi wcale. Raczej przeciwnie. Cieszyły ją, gdyż zmniejszyły dystans, który dzielił aktorkę, zwykłą — co tu ukrywać — aktoreczkę od pana całą gębą. Zły stan jego interesów również sprawił Magdzie radość. Rozumiała doskonale, że znalazłszy pole do działania dla siebie, że przez pomoc, dawaną Ksaweremu, jeszcze bardziej wyrównuje istniejące różnice. Żeniąc się z nią, Ksawery nie robi już żadnej łaski. Wprawdzie dla niej, znającej go tak dobrze, jak i jego położenie majątkowe, nie był już księciem z dawnych marzeń, ale dla świata pozostanie nim zawsze ze swojem nazwiskiem, manjerami, no i z Wysokiemi Progami, które dlatego właśnie należało ratować za wszelką cenę.
Zdawała sobie dokładnie sprawę ze swoich uczuć. Nie była w Ksawerym zakochana tak, jak kiedyś w Bończy, ale przecież lubiła go szczerze. Z jego powierzchownością tak efektowną, z jego trochę dziecinnym umysłem, z jego zaletami, no, i z Wysokiemi Progami, z pałacem, parkiem, z koligacjami i z pozycją towarzyską, gdyż — nie ukrywała tego przed sobą, a nawet przed nim — bez tego wszystkiego nie byłby już tem, czem był dla niej:
Nie byłby spełnieniem jej marzeń.