Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ksawery nie rozstawał się z nią ani na chwilę. Jeżeli chodziło o matkę, był jej serdecznie wdzięczny za ton, jaki przybrała w rozmowie z przyszłą synową. Była prawie przyjacielska i kilka razy uściskała Magdę.
Nastrój przy obiedzie już był całkiem swobodny. Pan Michał ze swoją staroświecką galanterją bawił Magdę żarcikami na swój temat. Po obiedzie zajechały konie i nastąpiło pożegnanie. Magda musiała wracać do Warszawy, by zdążyć na wieczorne przedstawienie w Teatrze Letnim, gdzie grała niedużą rólkę w zastępstwie jednej z tamtejszych aktorek.
Pomimo błagań i nalegań Ksawerego nie chciała porzucić sceny, a raczej możności zarobkowania.
— Po ślubie — mówiła — co innego, ale teraz muszę przecież z czegoś żyć.
Jednocześnie udało jej się uzyskać engagement do filmu i to na rolę główną. Na protesty Ksawerego odpowiedziała krótko:
— To da mi osiem tysięcy, a termin w Banku Wschodnim odłożony został pod warunkiem wpłacenia właśnie ośmiu tysięcy.
Cóż jej mógł na to powiedzieć? Rzeczywiście, jeżeli istniały jakieś szanse ratowania majątku, to tylko w razie współdziałania Banku Wschodniego.
Ksawery z początku nie mógł się pogodzić z myślą, że pieniądze, zapracowane przez Magdę, mogą być użyte dla niego. Jednak tak się jakoś złożyło, że Magda już kilkakrotnie pomagała mu drobnemi sumkami. Opłaty stemplowe, koszty paru aktów notarjalnych i t. p. poszły z jej kieszeni.
Sam rozumiał, że w tych warunkach Magda nie może przerwać swej pracy, a chociaż bolało go to najbardziej, nic na to poradzić nie mógł.