Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przerażasz biednego Freda. Przekonałeś go wówczas, a teraz...
— A teraz też go przekonam. Nie widzę powodu dlaczego moje rozumowanie dzisiejsze miało by być mniej przekonywujące od ówczesnego.
— Choćby dlatego, że jest z tamtym sprzeczne — zauważył Irwing.
— A cóż to szkodzi? Skoro jest nieodparte, musisz je równie dobrze przyjąć, jak i tamto.
— A pan przy którym obstaje? — zapytała Kate.
— Oczywiście przy żadnym.
— Czyli tę żonglerkę traktuje pan po prostu jako rozrywkę intelektualną?
— O nie, proszę pani. Traktuję ją z największą powagą.
— Wiec jako gimnastykę?
— Dlaczego? Proszę zastanowić się: jakiś profesor poświęca całe życie na udowodnienie jakiejś jednej tezy. I wówczas wszyscy szanują jego pracę, chociażby nawet w kilkadziesiąt lat po nim przyszedł drugi taki facet i poświęcił całe życie, by w końcu obalić tezę pierwszego. To się nazywa poważna i twórcza praca. A ja, który przerabiam to wszystko w sobie w zawrotnym tempie, ja mam uchodzić za żonglera, czy poszukiwacza rozrywek intelektualnych. To jest krzycząca niesprawiedliwość. Czy chodzi o czas? Nie. A jeżeli tak, argument ten przemawia na moją korzyść. Jakiś badacz będzie trzy dni przyglądał się jakiemuś kawałkowi, będzie go obmacywał, wąchał, lizał, badał pod mikroskopem, kruszył, moczył, polewał kwasami, by w końcu orzec, że ma przed sobą kawałek starego pantofla. Ja przychodzę, rzucam okiem i od razu mówię: to jest kawałek starego pantofla. Proszę mi wyjaśnić na czym polega śmieszność mego orzeczenia? Obojętna jest ilość zużytego czasu, a jeżeli przemawia na czyjąś korzyść, to właśnie na moją. To są zresztą jedyne korzyści, jakie ciągnę ze sprawności mego umysłu.
— Zapewniam cię, Sewerze, że mógłbyś osiągnąć znacznie intratniejsze korzyści, gdybyś zaczął pisać — powiedział Polaski.
— Nie mogę. Handlowanie własnym duchem, powielonym w dodatku do iluś tam egzemplarzy przy pomocy maszyny dru-