Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie znasz go prawie wcale, a już pozwalasz sobie na lekceważący sąd o nim.
— Wystarczy porównać go chociażby z Polaskim — wzruszył ramionami.
— Nie, bo trzeba jeszcze przypomnieć, że są przyjaciółmi.
— Właśnie. Wydaje mi się to nieuzasadnione.
— Bo za mało znasz pana Irwinga. Widocznie pan Polaski, który zna go dobrze, odkrył w nim walory godne uczucia przyjaźni.
Gogo nic nie odpowiedział. Po paru minutach odezwał się jednak:
— Oglądałem ten jego samochód. Sześciocylindrówka całej parady i w dodatku model sprzed trzech lat. Nie rozumiem, czy to skąpstwo, czy abnegacja... Z tym baronostwem też nie najlepiej. Tytuł otrzymał dopiero jego dziad. Jak to określił Polaski, za usługi na polu przemysłowym.
— Czyż to ważne — odpowiedziała. — Ale nie rozumiem dlaczego odnosisz się doń niechętnie. Takie uprzedzenia utrudnią ci zbliżenie się do niego. A to przecież leży w twoim interesie.
Uśmiechnął się z odcieniem niezadowolenia.
— Ach, Kate, jak to nie pasuje do ciebie ta... zapobiegliwość, to mówienie o interesie, o oszczędzaniu, o wszystkich tych materialnych sprawach.
— Dlaczego uważasz, że nie pasuje? — zdziwiła się szczerze.
— Boś ty powinna myśleć o kwiatach, o miłości, o gwiazdach, czy ja wiem... Nie powinnaś w ogóle wiedzieć o istnieniu pieniędzy. Czy zdaje ci się, że nie zauważyłem twego niezadowolenia wtedy, gdy sprowadziłem z Krakowa te róże?
— Przyznaję, że chociaż byłam ci wdzięczna, nie ucieszył mnie twój postępek.
— A dlaczego? — podchwycił. — Oczywiście tylko dlatego, że to dużo kosztowało.
— Tak — przyznała.
— Nie chcę byś dla mnie robił wydatki, które przekraczają nasze możliwości finansowe.
I pomyślała jednocześnie, że Gogo zdaje się zupełnie nie ro-