Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go od tego pana nie chcę i nie przyjmę. Nie mamy o czym mówić.
— Nie mamy — z naciskiem powtórzył Maciej.
Pani Matylda siedziała w swoim fotelu wyprostowana, ale jej twarz miała wyraz zmęczenia i rezygnacji. Gogo odwrócony plecami do pokoju, stał przy oknie. Maciej spod przymkniętych powiek wpatrywał się w końce błyszczących butów adwokata, czujny i gotowy do odparcia nowego ataku. Ten jednak nie nastąpił. Widocznie i mecenas Himler uznał rzecz za przegraną, gdyż po chwili wrócił do omawiania poprzednio wyłożonych formalności urzędowych.
Stanęło na tym, że w najbliższych dniach obaj zainteresowani w towarzystwie adwokata załatwią te sprawy w Poznaniu, po czym Gogo wyjedzie. Następnego dnia po nim miał również, wyjechać Maciej i to na czas dłuższy.
Wychodząc z tej narady nie wiedział jeszcze dokąd wyjedzie, nie zastanawiał się nad tym. Wszystkie jego myśli zajęte były dopiero co stoczoną walką. Nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia. Postąpił bezwzględnie, ale słusznie. Goga uważał za człowieka nie zasługującego na szacunek, ani na jakąkolwiek pomoc. Przykro mu było, że swą decyzją oziębił może raz na zawsze swoje stosunki z hrabiną Matyldą, do której szczerze był przywiązany, a która odtąd przecie stawała się jego matką.
W tym wszakże wypadku niezdolny był do najmniejszych ustępstw nawet za cenę zjednania sobie jej przychylności. Zresztą to trzeba zostawić czasowi. Wyjedzie na kilka miesięcy, a gdy wróci, pani Matylda odzwyczajona już będzie trochę od myśli, że Gogo jest jej synem. Wróci i wtedy zamieszka już w pałacu. Stopniowo zżyje się z matką i z domownikami i z panną Kasią, z Kasią... Będzie miał prawo mówić jej po imieniu, będzie z nią prowadził długie rozmowy... Minie rok, czy dwa i o Gogu wszyscy zapomną...
Z hallu skręca do jadalni, by przez kredens przejść do bocznego wyjścia. W Kredensie jednak zobaczył pannę Kasię. Stała przy stoliku i segregowała rachunki.
— O, pani sama się trudzi — powiedział. — Proszę mi pozwolić, to już ja...