Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Toteż — spokojnie odpowiedział Maciej — między nami nie ma mowy o niechęci wzajemnej.
— Jak to mam rozumieć? Przecie ja daję panu dowód, że nie żywię doń niechęci.
— O, pan nawet objawia wyraźną chęć. Ale ja mam do pana niechęć.
Powiedział to głośniej i z nienawiścią spojrzał mu w oczy. Gogo zaczerwienił się. Jeszcze nigdy nie czuł się tak poniżony, tak upokorzony. Czekał tu nań w parku w niejasnej nadziei, że zdoła z tym człowiekiem nawiązać jakiś kontakt, że dzięki wymowie i swemu talentowi towarzyskiemu potrafi odzyskać sympatię tego prostaka. Umyślnie wybrał moment po pogrzebie, licząc na to, że przeciwnik pod wpływem wzruszenia będzie podatniejszy. I zawiódł się. Widział teraz swoją przegraną na całej linii.
— Stawia pan sprawę naszych stosunków aż nazbyt ostro.
— Ja ją tak stawiam?... — zaśmiał się Maciej. — O, nie, proszę pana! Pan ją tak postawił. Może mi pan wierzyć, że czekałem pańskiego przyjazdu z większą niecierpliwością niż inni. Chce pan szczerości, to będę szczery. Tak, czekałem. Bo to ja pamiętałem o tym, że byliśmy towarzyszami, dobrymi towarzyszami w dzieciństwie i nawet później. Co tam, nie spodziewałem się, że wrócimy do dawnej zażyłości. Gdzie mnie marnemu oficjaliście do hrabiego, mnie samoukowi i prostakowi do pana. Ale myślałem sobie: ot, będę miał kogoś z kim można pogadać, zwierzyć się ze swych myśli, kogoś znacznie mądrzejszego, a życzliwego... Kto będzie wiedział, że ma we mnie uczciwego i całym sercem oddanego pracownika... Tylko niech pan nie sądzi, że liczyłem na jaki awans. Uchowaj Boże. Ja tam nie zgodziłbym się nawet rządcą zostać. Nie miałem ani takich ambicyj, ani nie interesowało mnie to. Marzyłem o tym, że w dawnym towarzyszu znajdę życzliwego przewodnika, światłego opiekuna... Bo przecie tu nikogo nie miałem, komu bym mógł chociażby to moje wierszoklectwo pokazać, zapytać, poradzić się... No i przyjechał pan. I z miejsca jak psa, kopniakiem! I drwinki i śmieszki... Niech pan nie mówi, że nie wiedział pan