Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak — odpowiadała z uśmiechem. — Muszę ci wierzyć i chcę.
W hallu generał Niedziecki układał pasjansa. Ciotka Klosia majstrowała przy aparacie radiowym. Stryjcio Anzelm czyścił swoją długą cygarnicę przy pomocy zagiętego drutu.
Gdy młodzi przeszli, generał chrząknął:
— Ci, panie, zakochani, to, panie, zupełnie inne tego i owego...
— Młodość, młodość — zawyrokował pan Anzelm, a ciotka Klosia westchnęła:
Na podeście schodów Gogo powiedział:
— Wiesz, Kate, że najlepiej będzie jeszcze dziś rozmówić się z matką i z... nim.
— Jak chcesz, Gogo.
— Tak. Nie ma powodu do zwłoki, a im prędzej to się załatwi, tym radykalniej skróci się okres nerwów, niepokojów i niepewności.
— Zupełnie się z tobą zgadzam.
— No, to po śniadaniu. Idziesz przebrać się?... Ja także. Za dziesięć minut będę na dole.
Minął jednak kwadrans, pół godziny, a Gogo nie przychodził. Wszyscy, nie wyłączając pani Matyldy, zebrani byli w hallu. Wreszcie pani Matylda kazała podawać i przeszli do jadalni. Jednocześnie posłała lokaja, by zobaczył dlaczego pan hrabia nie schodzi na śniadanie. Wkrótce służący wrócił i oznajmił, że pan hrabia znajduje się w pokoju zmarłej, przy zwłokach.
— A zameldowałeś, że śniadanie jest na stole?
— Tak jest, proszę pani hrabiny, ale pan hrabia rozgniewał się, powiedział, że sam wie i kazał mi wyjść.
— To ładnie z jego strony — odezwała się pani Matylda po angielsku — że uważał za stosowne pomodlić się przy nieboszczce, ale mógłby wybrać odpowiedniejszą porę.
Kate od razu domyśliła się poco tam poszedł. Chodziło mu o sprawdzenie, czy zmarła ma na nodze takie znamię, jak on. Chwytał się ostatniej nadziei.
Zjawił się w jadalni dopiero w środku śniadania. Twarz miał