Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie uważam tego za szczęście. Wołałabym nigdy o tym się nie dowiedzieć.
— Rozumiem — przyznał — ale pomyśl, że to był tylko przypadek, pomyśl, że przy śmierci tej... kobiety mógł znaleźć się kto inny. Wtedy byłbym zgubiony.
Szeroko otworzyła oczy:
— Co przez to chcesz powiedzieć?
— No, nie było by dla mnie ratunku. Ten pisarz prowentowy odebrałby mi wszystko i puścił z torbami. Przecie każdy inny, usłyszawszy takie wyznanie Michalinki roztrąbiłby je natychmiast. I doprawdy jestem pełen podziwu dla twej ostrożności i przezorności, Kate, że tylko mnie powiedziałaś o tym.
— Tak, bo uważałam, Gogo, że ty o tym musisz wiedzieć pierwszy.
Na ostatnim wyrazie położyła silny nacisk, lecz on tego nie zauważył:
— Tak, pierwszy. Pierwszy i ostatni. Oczywiście Aleksander w dobrze zrozumiałym własnym interesie nie piśnie ani słówka. Ja też, zapewniam cię, nie zamierzam tym się chwalić.
Zaśmiał się krótko i nerwowo.
Kate spojrzała nań z niedowierzaniem:
— Nie chcesz chyba przez to powiedzieć, że chciałbyś już teraz świadomie przywłaszczyć to, co się należy Maciejowi?
Jej pytanie brzmiało łagodnie, lecz wyczuł w nim jakieś surowe akcenty.
— O, nie. Nie zamierzam go krzywdzić. Dostanie to, czego się nigdy w życiu nie spodziewał, o czym nie marzył. Dam mu jeden z folwarków. Powiedzmy Skorochy. Co? Dwadzieścia kilka włók pięknej ziemi. Dla niego to fortuna.
— To może być fortuna dla Maciejka, ale nie dla hrabiego Rogera Tynieckiego — powiedziała skandując sylaby.
— Jeżeli uważasz, że to za mało... Nie jestem skąpy. Dodam mu coś jeszcze.
— Jesteś bardzo hojny. Zapominasz tylko o jednym, że hojny jesteś z cudzego. Przecie to wszystko jego własność.
— Zapewniam cię, że nie wiedziałby co z tym począć — powiedział Gogo z lekkim rozdrażnieniem. — I tak oszaleje chyba z wdzięczności, gdy dostanie Skorochy.