Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, Gogo. Jedynym synem.
Zaśmiał się pojednawczo:
— Dobry żart! Kimże ja w takim razie jestem? Czy nie powiedziała ci tego?
Miał minę rozbawioną.
— Owszem, powiedziała. Ty jesteś jej synem, Maciejem Zudrą.
— Ja?... Ja?... — Gogo wybuchnął głośnym niepohamowanym śmiechem — Ja Zudrą?... Cha... cha... cha... Wybacz, Kate... Cha... cha... cha... Wybacz, ale nie mogę się powstrzymać... Moja cudna, moja kochana Kasieńko... To tym się tak frasowałaś?... Takimi głupstwami! Cha... Cha...
— To nie są głupstwa, Gogo. To prawda.
W jej tonie było takie przeświadczenie, że się aż zdziwił:
— Jak mogłaś uwierzyć w podobne bzdury!
— Ludzie na łożu śmierci nie opowiadają bzdur.
— Więc majaczą — zawołał prawie z gniewem, zły że taka inteligentna istota jak Kate wzięła podobne nonsensy na serio. — Majaczą, miewają halucynacje. Ta poczciwina nagadała ci bajek, a ty...
— Gogo — przerwała Kate. — Nie jestem tak naiwna, jak myślisz. I nie zaczynałabym tej rozmowy, nie podnosiłabym tej sprawy, gdybym nie wiedziała, gdybym nie wiedziała z całą pewnością, że Michalinka wyznała prawdę.
Roger opanował się. Traktowała tę absurdalną historie tak poważnie, że należało równie poważnie udowodnić jej, że została wprowadzona w błąd. Zapytał wiec spokojnie:
— Wynikło by z tego, że mnie i Maciejka zamieniono?
— Tak.
— I któż tego dokonał?
— Ona. Michalinka, twoja prawdziwa matka.
— Nie nazywaj jej proszę moja matką... Później będziesz się rumieniła, gdy sobie to przypomnisz. Ale czy nie zastanawiałaś się, w jaki sposób mogła tego dokonać?
— W bardzo prosty. Mając do karmienia dwoje niemowląt w jednym wieku i nie podlegając niczyjej kontroli, zapragnęła swemu synowi zapewnić lepszy los. I zamieniła.