Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dno miał takie, że ryby w nim złapane nie nadawały się do jedzenia. Czuć je było błotem.
Ale z ławki pod Marszałkiem roztaczał się piękny szeroki widok na kępy starych brzóz i grabów po drugiej stronie i na strome wzgórze z białą kapliczką. Ławka ta miała jeszcze i te zaletę, że stała zdala od uczęszczanych części parku i że nikt tu nie mógł zbliżyć się niepostrzeżenie.
Szli w milczeniu i w milczeniu tu usiedli. Po dłuższej dopiero chwili odezwała się Kate:
— Musisz mi obiecać Gogo, że przyjmiesz spokojnie to, co ci zakomunikuję.
— Możesz być tego pewna, Kate.
— Otóż, zacznę od tego, że z nikim jeszcze o tym nie mówiłam. Ty jesteś pierwszy.
— Mam do ciebie zaufanie, ale w danym wypadku nie ono odgrywa rolę. Po prostu to jest sprawa przede wszystkim twoja.
— Słucham, Kate.
— Wczoraj wieczorem umarła Michalina Zudrówna i jak wiesz, byłam przy jej śmierci.
— Wiem, Kate.
— Przed śmiercią zrobiła mi wyznanie...
Niski głęboki głos Kate załamał się i stał się prawie szorstki:
— Wyznała mianowicie, że syn jej, uchodzący za jej syna Maciej Zudra, nie jest Maciejem Zudrą, nie jest jej synem.
Gogo zaciekawił się:
— Tak? Wiec kimże jest?
Kate była blada.
— Jest hrabią, Rogerem Tynieckim.
— Nie rozumiem?
— Jest hrabią Rogerem Tynieckim, synem śp. Maurycego Tynieckiego i Matyldy z Pomianów Tynieckiej. Że jest jedynym ich synem.
Gogo spojrzał na nią z takim wyrazem twarzy, jakby mówił z istota nieprzytomną:
— Przepraszam cię, Kate — odezwał się łagodnie — czy chcesz przez to powiedzieć, że Maciuś jest synem moich rodziców?