Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyjął z kieszeni kartkę Kate i podał Tynieckiemu. Z ukrywanym zadowoleniem przyglądał się jego rysom, które ściągnęły się w jakiś grymas.
Tyniecki zwracając kartkę powiedział: podziwiam pańską zapobiegliwość, która kazała panu zaopatrzyć się aż w tego rodzaju... dokument. Myli się pan jednak sądząc, że może to mieć jakikolwiek wpływ na naszą rozmowę i na sprawę, którą chcę poruszyć. Nie chodzi mi o zgodę pani Kate, ani o upoważnienie do zajmowania się jej losem, lecz o nią samą.
— Jednak... — zaczął Gogo.
— Niech pan pozwoli mi skończyć. Otóż abstrahując od tego, czy kiedyś pani Kate będzie upoważniała mnie do występowania w jej imieniu, czy z obecnego mego kroku wyciągnę jakieś korzyści, czy nie, chcę panu zaproponować układ, który, mam wrażenie zainteresuje pana. Proszę mi darować, że będę zupełnie szczery. Uważam, że szczerość w danym wypadku jest konieczna.
— Pan będzie łaskaw — mruknął Gogo.
— Wiem o tym, że z powodu pana pani Kate jest nieszczęśliwa. Największym dla niej dobrem byłoby uwolnienie się od pana. Nie wiem, czy kochała pana, kiedy wychodziła za pana za mąż, ale wiem, że teraz pana nie kocha i pan zresztą wie to również.
— Przypuśćmy. Ale wspomniał pan o jakimś układzie.
Tyniecki skinął głową:
— Owszem. Nie chcę jednak być źle zrozumiany. Nie stawiam sprawy na gruncie, że tak powiem, handlowym, lecz na gruncie, powiedzmy, rekompensaty.
— Nie rozumiem — zainteresował się Gogo.
— Narzeka pan stale na brak pieniędzy. Robi pan długi, utrzymuje pan, że nie może przyzwyczaić się do ograniczeń materialnych, których nie znał pan do dwudziestego ósmego roku życia, póki był pan właścicielem Prudów. Pragnie pan podróżować i mieszkać za granicą.
— I cóż z tego?...
— Otóż chciałem pana zapytać, co odpowiedziałby pan jakiemuś czarodziejowi, który stanąłby przed panem i zapropo-