Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O, pani Kate. Czyż pani nie wie, że to, co może pani sprawić przyjemność nie jest dla mnie poświęceniem, lecz radością?!
— Wiem, że pan jest dla mnie zbyt dobry. Ale proszę mi pozwolić na maleńki rewanż. Ja też chcę panu okazać, że pewne wyrzeczenia się są dla mnie radością. Przemówił mi pan do przekonania. Więc nie pójdziemy na premierę.
Tyniecki uśmiechnął się i powiedział:
— Cóż to za dziwny stwór ten człowiek. Osiąga to, czego pragnie i zamiast dziękować bogom, już, natychmiast, myśli czego by tu jeszcze zapragnąć.
— Jakież są pana dalsze pragnienia? — zapytała wesoło.
— Są tak śmiałe, że aż boję się z nimi wystąpić.
— Czasami odwaga popłaca — zauważyła.
— Zaryzykuję tedy. Pani Kate, marzyłem o tym, by ten wieczór spędzić z panią.
Powiedział to tonem lekkim, prawie żartobliwym i po pauzie dodał:
—...z panią we dwójkę. Czy to nie za wiele?
— Nie, nie za wiele — uśmiechnęła się. — Z przyjemnością spędzę ten wieczór z panem.
— Ba, ale pani nie bierze na pewno pod uwagę tego, co powiedziałem przed chwilą o naturze ludzkiej.
— Ma to znaczyć, że już pan ma nowe pragnienia? — zapytała rozbawiona.
— Właśnie — westchnął. — Jak pani widzi jestem nienasycony.
— Rzeczywiście — przyznała. — Kiedyż wreszcie spełnią się pańskie życzenia?
— Ach, o spełnieniu wszystkich na razie nie śmiem marzyć.
— A jakiż jest ich komplet doraźny?
— Program minimalny dotyczy tylko omawianego wieczoru.
— Zatem?
— Więc tak: pani nie lubi restauracji. Ja również. Gdzie tedy spędzimy ten wieczór?
— Przyjdzie pan do mnie.