Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spojrzała nań zdziwiona:
— A cóż innego mogłam postanowić?
Gogo potrząsnął głową:
— Nie wiem Ale wiem jedno: ja tego nie przeżyję.
Ściągnęła brwi:
— Wybacz, ale to jest twoja prywatna sprawa. Sprawa dla mnie osobiście najzupełniej obojętna.
— Wiem o tym — odpowiedział ponuro. — Ale nie miej do mnie żalu i musisz to zrozumieć, iż na rozwód nigdy się nie zgodzę.
— Jakąż z tego będziesz miał korzyść? — zapytała.
— To rzecz względna.
— Nie przypuszczasz chyba, że ten wstręt, który do ciebie czuję, może kiedykolwiek minąć?
Gogo milczał.
— Więc cóż sobie obiecujesz po swoim uporze?
— Bodaj to, że będę mógł cię widywać, że będę miał świadomość twojej bliskości. O ile wiem i tobie na rozwodzie nie zależy z osobistych względów. Nie masz zamiaru szukać sobie innego męża. Więc cóż ci szkodzi, że zostaniemy pod jednym dachem?... Czy twój wstręt do mnie jest aż tak wielki, że sam fakt mieszkania ze mną wydaje ci się okropnością?... Przecie nie wymagam od ciebie niczego, nie spodziewam się niczego. Jeżeli życzysz sobie tego, możesz w ogóle nie odzywać się do mnie, nie dostrzegać mnie. Zapewniam cię, że nie będziesz z mojej strony narażona na najmniejszą próbę jakiegokolwiek zbliżenia.
— Póki jesteś trzeźwy — podkreśliła.
— Zawsze będę trzeźwy. Przysiągłem sobie nie wziąć do ust kropli żadnego alkoholu.
— Nie wierzę w twoje przysięgi.
— Masz do tego prawo. Ale przekonasz się, że tym razem dotrzymam. Dotrzymam też święcie obietnicy, którą dałem ci przed chwilą.
Kate zamyśliła się.
— Po cóż mamy się rozstawać — mówił dalej Gogo. — Pociągnęło by to dla nas obojga wiele następstw niepożądanych. Przede wszystkim skandal, którego chcę uniknąć narówni z to-