Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łem proletariatu. Musicie przyznać, że żaden socjolog dotychczas tak prosto tego zagadnienia nie rozwiązał.
Zapanował gwar. Prześcigano się w pomysłach wykupienia się od rozmaitych obowiązków i zwyczajów.
Polaski zwrócił się do Kate:
— Czy kuzyn pani dziś nie przyjdzie?
— Nie. Wyjechał na trzy dni z Warszawy — odpowiedziała.
— Hm... Więc może teraz zacząłbym tę lekturę, jeżeli pani pozwoli?
— Doskonale — skinęła głową Kate i powiedziała głośno:
— Proszę państwa! Pan Polaski na moją prośbę chce nam coś przeczytać.
Posypały się nieuniknione żarciki, ten i ów skrzywił się dla zasady, ale w końcu zapanowała cisza. Polaski z rękopisem w ręku usiadł w kąciku pod lampą i objaśnił:
— Moi drodzy. Poproszę was o trochę uwagi, bo zależy mi na waszym sądzie. Jest to nowela. Tytuł „Dzień siódmy“.
— Czyja? — zapytał Strąkowski. — Twoja?...
Nie otrzymał jednak odpowiedzi. Polaski chrząknął i zaczął czytać. Nie miał zdolności recytatora, ale czytał w dobrym tempie, równo i dostatecznie akcentując. Już po pierwszych paru stronach w pokoju zapanowała atmosfera zaciekawienia i skupionej uwagi. Gdy dojechawszy do połowy zrobił pauzę, by zapalić papierosa, nastrój już był taki, że nikt się nie odezwał ani słowem.
Zresztą sam czytający był podniecony, gorączkowo przewracał kartki, zapomniał o odłożonym papierosie i czytał coraz prędzej. Jolanta wstała i słuchała oparta o pianino. Kate miała lekkie rumieńce. Kuczymiński siedział skulony z zamkniętymi oczyma. Chochla robił takie minki, jakby go torturowano.
Polaski skończył. Nie patrząc na obecnych złożył rękopis, wsunął do teczki i teczkę zamknął.
— Doskonałe! — odezwała się pierwsza Jolanta.
Tukałło wyciągnął przed siebie palec ruchem prokuratora:
— Nie, Adamie. Ty tego nie napisałeś. To nie twój rodzaj
— Cóż za siła wyrazu! Co za wyobraźnia! — zawołał zrywa-