Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, dziecko. Nie wysilaj się. Znam swój stan i wiem, że koniec może nastąpić lada chwila. Ale mniejsza o to. Usiądź proszę. Rogerze, przysuń jej krzesło.
— Już jest, mamo.
— Zmieniłaś uczesanie — uśmiechnęła się chora.
— Tak ciociu. Mój mąż woli takie.
— Czy we wszystkim stosujesz się do woli męża?
— Oczywiście, ciociu — zaśmiała się — jestem przykładną żoną.
— A on? — oczy pani Matyldy wpatrywały się w nią bystro.
— O, nic nie mam mu do zarzucenia.
— Na pewno?
— Ależ na pewno, ciociu. Jesteśmy najprzykładniejszym małżeństwem. Pan Tyniecki, który często u nas bywał i widywał nas razem może zaświadczyć. Prawda, proszę pana?
— Pani Kate mówi ścisłą prawdę — potwierdził cicho Tyniecki.
— No, widzisz ciociu!
— Pani Matylda westchnęła:
— No, to dzięki Bogu. Pomimo twoich listów zawsze niepokoiłam się o wasze szczęście... Ale dlaczego wy z Rogerem jesteście tak oficjalnie? Powinniście sobie mówić po imieniu.
— Tak się jakoś złożyło — powiedziała Kate.
— To do niczego nie podobne. Jesteście skuzynowani i wypada byście byli po imieniu. Powiedzże mi teraz, czy zaaklimatyzowaliście się w Warszawie?
Kate zaczęła opowiadać o warszawskich znajomych, o ludziach, z którymi się zbliżyli, o planach na przyszłość Goga, któremu narazie nie udało się znaleźć żadnego odpowiedniego stanowiska. Mówiła pogodnie i beztrosko, często wpadając w ton wesoły. Pani Matylda wszystkim interesowała się żywo. Rozmowę przerwał jednak lekarz. Przyszedł z zegarkiem w ręku.
— No, dobrze — zgodziła się pani Matylda. — Jeszcze tylko minutka. Zostawcie panowie mnie sam na sam z nią.
Gdy profesor i Tyniecki wyszli, pani Matylda powiedziała
— Droga Kate. Mam prośbę do ciebie. Chcę cię obarczyć pewnym obowiązkiem, obowiązkiem rodzinnym. Przed tym