Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

robków, idących w stronę zabudowań gospodarczych. Umyślnie przystanął. Ilekroć bawił teraz w Prudach, robił wszystko, by jak najmniej stykać się ze służbą. Nie lubił tych zaciekawionych spojrzeń, drażniły go uniżone ukłony. Swój kontakt z podwładnymi ograniczał do najkonieczniejszego minimum. W pałacu też zawsze starał się urządzić, by bezpośrednio nie mieć styczności ze służbą.
Czuł się tu jak obcy. Każdy rezydent, oficjalista, czy lokaj miał się tu bardzo swojsko. Zajmował jakieś określone miejsce, do którego miał prawo, do którego przywykł. On jeden wciąż nie przestawał tu być nowością i sensacją. Uciekał do biblioteki i przesiadywał tam godzinami, często nie zaglądając nawet do trzymanej w ręku książki.
Teraz, gdy przyjechała pani Kate, cały ten wielki i obcy dom nabrał dlań jakiejś nowej, a raczej dawnej treści, lecz swoją teraźniejszością stał się jeszcze bardziej cudzy.
Po godzinnym spacerze wrócił i dowiedział się od lekarza, który w ciągu nocy dyżurował przy matce, a teraz jadł na dole śniadanie, że chora spędziła noc względnie dobrze.
— Nie robię panu hrabiemu wielkich nadziei — mówił, — ale jeżeli uda się pomyślnie dojechać do Wiednia, pani hrabina może jeszcze pożyć długo.
Powtarzali mu to wszyscy, powtarzali mu to z tą przesadną ostrożnością i delikatnością, która była dlań tym boleśniejszą, że nie umiał w sobie znaleźć równie istotnego oddźwięku uczuciowego na te wiadomości, jak te, których spodziewali się i mieli prawo spodziewać się w synu śmiertelnie chorej matki ludzie postronni.
Sam się oskarżał w duchu o obojętość, o oschłość, ale nic na to nie mógł poradzić. Oboje z matką robili wiele wysiłków, by zbliżyć się do siebie, by się pokochać. Napróżno. Słowo „matka“ zawsze automatycznie kierowało jego myśl do owej małej mogiłki na cmentarzu i przypuszczał, że matce słowo „syn“ musi raczej przypominać Goga. Pomimo to lubił starą panią, starał się zdobyć na największą dla niej wyrozumiałość i na takie namiastki uczuć synowskich, na jakie go tylko było stać.