Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas nie jadłem, bacznie uważam, w jaki sposób zabierają się do niej inni. I nie chodzi mi o strach przed zblamowaniem się. Po prostu przykre jest uczucie, że się innych razi.
Kate spojrzała nań z współczuciem.
— Zapewniam pana, że nie razi pan wcale.
— Dziękuję pani, ale jeżeli tak jest, to tylko dzięki owej czujności. Przed rokiem, gdy panią widziałem czujność ta była znacznie większa, a co za tym idzie i skrępowanie większe.
— Więc muszę panu powiedzieć, że na wszystkich moich znajomych wywarł pan nader dodatnie wrażenie. Niech pan będzie przekonany, że ludzie ci nie należą do pobłażliwych i zazwyczaj niechętnie widzą wśród siebie nowe twarze. To też raczej skłonni są do niesprawiedliwej nawet krytyki i ironii, niż do przychylnego ustosunkowania się do osób świeżo poznanych. O panu wszyscy bez wyjątku wyrażali się nader sympatycznie.
Tyniecki zaczerwienił się:
— Doprawdy... Jestem głęboko wzruszony... Tym bardziej, że tak bardzo zależało mi na tym.
— Pan Polaski mówił mi, że powinnam pana częściej ściągać do Warszawy... Oczywiście, jako kuzyna. No, a pani Jolanta nie ukrywa tego, że się pan jej bardzo podoba. Nie mógł pan tego nie zauważyć.
— I to również jest miłe — powiedział twardym tonem — ale na tym mniej mi zależy.
— Dlaczego? Pani Jolanta jest bardzo piękna i cieszy się ogromnym powodzeniem.
— Nie przeczę i życzę jej jeszcze większego.
— Nie podoba się panu?
— To nie mój typ — odpowiedział krótko.
— Mówiła mi dość dużo o panu i wypytywała o pańskie usposobienie.
Kate zaśmiała się.
— Pytała też czy pan nie jest żonaty. Ach te kobiety. Ani talent, ani wyjątkowa duchowość, czy umysł nie chroni ich od kobiecości, od skierowania głównego zainteresowania na życie, życie i jeszcze raz życie. Sprawy małżeństw, dzieci, miłości, rozwodów.