Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Drozda, wreszcie Goga, dając przy tym krótkie charakterystyki i podkreślając te rysy, które ujawniają dane cechy typu.
Przy podobiźnie Goga zatrzymała się dłużej, mówiąc:
— Ludzie o takich skroniach muszą odznaczać się płytkością. A ta szczęka?... Wybitny brak woli. Ten kształt ucha znaczy dla mnie tyle co patent na snobizm. Takie wycięcie nozdrzy świadczy o zmysłowości jeszcze bardziej, niż kształt ust.
— A jednak powierzchowność często zawodzi — zaoponowała Kate, by skierwać rozmowę na kogoś innego. — Zna pani przecie Leona Żurkowskiego?
— Znam.
— Jest garbaty i ma małpi wyraz twarzy, wygląda na kretyna, złośliwego i stępiałego. A jest jednym z najpogodniejszych i najinteligentniejszych ludzi na świecie.
Pani Jolanta uśmiechnęła się:
— Malowałam jego portret. Zaraz pani pokażę reprodukcję.
Wstała i przyniosła album:
— Niech pani sprawdzi, jak go widziałam.
— To jest wcale przystojny pan — zauważył Tyniecki.
— Nie o to chodzi, że przystojny. Nie zależało mi na upiększaniu jego urody, tylko na wydobyciu z niej tego, co mnie jako malarkę uderzyło. Widzi pani tę dobroć i inteligencję?
— Tak. Dziwnie umie pani patrzeć na ludzi — przyznała Kate.
— Nie dziwnie, ale trafnie. Dlatego wiem, że jestem dobrą malarką.
Po kwadransie Kate spojrzała na zegarek.
— Muszę już państwa pożegnać. Mam jeszcze kilka sprawunków do załatwienia przed obiadem.
— Jeżeli wolno, będę pani towarzyszył — wstał Tyniecki.
— Będzie mi bardzo miło, ale zdaje się miał pan pozować?
— Już może odłożymy to na inny raz. Pani Jolanta będzie taka dobra i zostawi mi ten pretekst do ponownych odwiedzin.
— Och, mnie może pan odwiedzać bez pretekstów — podała mu rękę Jolanta. — Ale proszę pamiętać, że od pozowania pan się nie wykręci.
Zapewnił ją, że nie ma najmniejszego zamiaru i wyszli razem