Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Do widzenia pani.
Kate przychodziła na pozowanie o wpół do dwunastej i o pierwszej seans już bywał skończony. Gdy Roger Tyniecki zastukał do drzwi pracowni, Kate właśnie ubierała się w sąsiednim pokoju.
— Zdaje się, że jestem punktualny — powiedział rozglądając się po pracowni.
— Najzupełniej. Niech pan siada — odpowiedziała Jolanta, podając mu rękę i wskazując szeroki tapczan.
— Chlałbym najpierw obejrzeć pani dzieła.
— Dobrze, niech się pan tym zajmie, a ja przyrządzę tymczasem kawę. W oczekiwaniu na kawę każde zajęcie jest dobre.
— Przyglądając się pani dziełom można zapomnieć nawet, że się czeka na śmierć.
— Kawa nie będzie zatruta — zapewniła. — A wstydziłby się pan mówić takie pochlebstwa nie znając wcale moich prac.
— Znam je tylko z pierwszego rzutu oka. Zapewniam jednak panią, że nie wiele więcej będę o nich wiedział, gdy się im przyjrzę dokładnie. Niestety jestem w plastyce zupełnym laikiem.
— Laikiem?... Wobec tego niech pan obejrzy obrazy na tamtej ścianie. Coś dla laików. To są rzeczy, które kupują za grube pieniądze starsi panowie. Same świnoderie.
Tyniecki stał chwilę przed kilku płótnami i powiedział:
— Wydaje mi się to świetne pod względem malarskim. Ale z ostateczną oceną poczekam, aż będę starszym panem.
— W tym znaczeniu, sądzę, nigdy pan nim nie będzie. To nie w pana typie.
— Dziękuję. A czy moja kuzynka była u pani?
— Była i jest. Ubiera się w pokoju obok. Tymczasem może ją pan podziwiać na sztalugach... No, jak się to panu podoba?...
Nie odpowiedział. Po prostu nie dosłyszał pytania. Stał przed dużym kwadratowym płótnem. Był to portret Kate, nie portret, lecz jakaś niesamowita przejmująca kompozycja. Kate siedziała półleżąc na ogromnym czarnym fotelu owinięta jakąś szatą, czy szalem z ciężkiego jedwabnego materiału koloru spłowiałej purpury, z sutą złotą frędzlą. Wyraz jej twarzy o stosunkowo niedużym podobieństwie, zastanawiał i niepokoił. Było w nim