Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie, — uparła się — chcę mieć ten kwit.
Powiedziała to z wyjątkową stanowczością. Bez słowa spełnił jej żądanie, ale już miał cały dzień zepsuty i wieczorem upił się na złość Kate, jak sobie to tłumaczył, a właściwie dlatego, że nie miał dość silnej woli, by dotrzymać przyrzeczenia.
Około północy goście zaczęli się rozchodzić. Oczywiście było jasne, że wszyscy pójdą starym zwyczajem do nocnych knajp i Gogo patrzył na nich z zazdrością. O pierwszej, jako ostatni wyszli Fred i Ali Baba.
Gogo nalał sobie kieliszek reńskiego i powiedział:
— Widzisz, że zostałem. Sama rozumiesz, że po tak długiej przerwie przyjemnie by mi było pójść gdzieś. Ale zostałem. Niestety, ty nigdy nie raczysz zauważyć moich poświęceń.
Kate zajęta sprzątaniem odpowiedziała:
— Nie mogę ich nie zauważać. Zbyt wiele o nich mówisz.
— Ach i to już ci przeszkadza?
— Nie, bynajmniej — wzruszyła ramionami. — Tylko to, co nazywasz poświęceniem, w żadnym wypadku nie jest poświęceniem dla mnie.
— Więc dla kogo?
— Nie wiem, ale nie dla mnie. Czyż proszę cię kiedy, byś się wyrzekał swoich przyjemności?
— Nie prosisz — przyznał i dodał z sarkazmem. — Nie raczysz prosić. Nie chcesz się zniżać do prośby.
W jej oczach mignął wyraz gniewu, lecz odpowiedziała ze swoim zwykłym opanowaniem:
— Nie proszę cię dlatego, że nie zależy mi na tym.
— Naturalnie. Cóż cię może obchodzić postępowanie twego męża! Phi!
Kate milczała.
— Nie masz serca. Jesteś zimna jak lód. Oto cała sprawa. Mógłbym umrzeć, a tybyś nawet jednej łzy nie uroniła.
Spojrzała nań i powiedziała poważnie:
— Każdy człowiek, przypuszczam, ma określony zasób łez. Jeżeli zużyje je przy innych okolicznościach, nie trzeba się dziwić, że później mu ich zabraknie.
— Aha! — żachnął się Gogo. Mam przez to rozumieć, że