Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się pan tak przygląda, jak jakiejś nadzwyczajności? Czy u pana Irwinga nie bywają kobiety?... — A on mi na to z godnością: — Nie, proszę pani, pan baron jest kawalerem... Myślałam, że pęknę ze śmiechu.
Irwing siedział czerwony jak burak. Tina zawołała:
— A to zabawne. Czyżby on był zwolennikiem klanu Drozda?
— Nie — pisnęła druga z Trzech Świnek. — Bo przecież szaleje za żoną Goga.
— Przyznaj się Fred, — nacierała Tina. — Jak załatwiasz te sprawy?
— Postaraj się go uwieść — poradził Tukałło.
— Może i warto — powiedziała zalotnie.
— Nie trudź się — uśmiechnął się z gniewem Irwing.
— Nie mam szans?
— Niestety żadnych — skłonił lekko głową.
Świnki zaśmiały się głośno.
— Uprzejmością nie grzeszysz — obraziła się Tina.
— A czym grzeszy? — parsknął śmiechem Chochla.
— On jest dziewicą — z przekonaniem orzekł Tukałło.
— Albo półdziewicą — poprawiła Tina.
Irwing nie ukrywał złego humoru. Odcinał się jak umiał. Najchętniej obraziłby się i wyszedł, lecz wiedział, że to naraziło by go na jeszcze większą śmieszność.
Rozmowa zresztą przeszła wkrótce na inne tematy. Chochla poszedł do baru, Polaski tańczył z Tiną, do stolika przysiadł się jakiś znajomy Świnek, Drozd przeniósł się do obcego stołu, gdzie siedzieli jacyś jego krewni. Jak zwykle o tej porze towarzystwo zaczęło się rozłazić. Ali Baba w kącie atakował kwiaciarkę, Kuczymiński flirtował z nieznajomą z sąsiedniego stolika, zupełnie już zawiany Muszkat włóczył się bez celu po całym lokalu, zataczając się tak, jak i Czumski. Tukalle nie zamykały się usta. Orkiestra grzmiała. W kolorowym i przyćmionym oświetleniu rzeczywistość rozpływała się w nierealnych kształtach.
Irwing demonstracyjnie zaprosił jedną z fortancerek do osobnego stolika. Tańczył z nią dużo, kazał podać szampana, a po godzinie ostentacyjnie wyszedł z nią razem.