Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

papierosa. Zaciągnął się raz, drugi, zdecydowanym ruchem wyrzucił papieros przez okno i nacisnął starter.
Tymczasem w restauracji „Pod Lutnią“ zwiększyło się towarzystwo. Przyszedł reżyser filmowy Młociński, znany podróżnik Bojnarowicz, młody hrabia Czumski i wreszcie powitany hałaśliwą owacją i śmiechami Gogo. Posypały się żarty na temat jego ucieczki z domu.
— Zapewniam was — grzmiał Tukałło. — Że on złaził po drabince sznurowej przez okno. Wymykał się cichcem. To się robi bardzo prosto: Najpierw się dyskretnie ziewa, później mówi się: Pa, żoneczko, pa... Potem godzinka zaczajonego czekania, a następnie bierze się buty w zęby i na czworakach do drzwi, lub do okna. Smoczek Feliński przez trzydzieści lat inaczej z domu nie wychodził. Gdy wreszcie owdowiał, no i mógł wychodzić normalnie, przyzwyczajenie wciąż zwyciężało. Małżeństwo to cudowny wynalazek. Tylko trzeba lubić wychodzić na czworakach.
Gogo śmiał się z innymi:
— Mam lepszy system — zapewniał. — Wychodzę na rękach.
— Pytanie: — co lepiej, wychodzić na czworakach, czy na czworakach wracać! — zawołał Czumski.
— Pierwsze jest koniecznością, drugie przyjemnością — powiedział Strąkowski.
— Ach! Wracać! Nikt już tak nie będzie wracał jak nieboszczyk profesor Chrobacki — machnął ręką Tukałło. — Był to najwytworniejszy po mnie człowiek w Warszawie. On jeden nie splamił się nigdy nałożeniem do fraka lakierowanych trzewików. Ubierał się wyłącznie w Londynie i sypiał z monoklem w oku. Gdy jadł, był oszałamiający. Ba, on trupy w prosektorium rozbierał z takim wdziękiem, jak pieczoną kaczkę!
— Ale jak wracał?
— Ach, do dziś dnia oczyma duszy widzę jego wspaniałą postać. Oto nad ranem otwierają się drzwi knajpy i wychodzi on, w cylindrze na bakier, połyskujący monoklem, z papierosem w kącie ust, smukły i chwiejny podąża do dorożki dwustronnie podparty kelnerami!