Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nawet od marzeń wolna. I młody rybak, zakochany, wpatrzony, rozkoszujący się nieosiągalnością swych pragnień...
Nie o treść zresztą chodziło. Trudno ją było ze słów wyłowić. Wiersz ledwie dotykał konturów rzeczywistości. Był cały różową mgłą, zgęszczającą się miejscami w jakieś półrealne kształty, muzyką smug i nawrotów, ciepłych prądów wzbierających aż do żaru, pogodnych dźwięków przechodzących w burzę namiętnych słów.
Słuchali w skupieniu, zasugestionowani, opanowani wzruszeniem, pokonani pięknem. Tukałło wysunął dolną wargę, Załucki zastygł w półuśmiechu. Kuczymiński miał w oczach łzy.
Strąkowski skończył i drżącymi rękoma składał arkusiki papieru.
— Genialne — cicho powiedział Drozd.
— Co za talent — szepnął Łada.
— Nie napisałeś jeszcze nic równie dobrego — z przekonaniem odezwał się Muszkat. — Winszuję ci, Janku.
Strąkowski stopniowo odzyskiwał równowagę. Jego chłopięca twarz rozjaśniła się szczerą radością:
— Naprawdę to takie dobre? Powiedzcie, naprawdę? — pytał.
— Świetne — zapewnił Muszkat. — Daj mi to od razu. Pójdzie do niedzielnego numeru.
Wyciągnął rękę po manuskrypt, ale Strąkowski potrząsnął głową:
— Nie, nie będę tego drukował.
— Oszalałeś? Dlaczego? — zawołał Chochla.
Strąkowski przymknął oczy:
— Może kiedyś... Ale nie pisałem tego do druku. To jest dla kogoś...
— Do sztambucha? — zapytał Łada.
— Mniej więcej.
— Strasznieś nas zaintrygował! — z udanym zaciekawieniem powiedział Tukałło. — Gubimy się w domysłach. Hej, bracia! Któż odgadnąć może, komu ten młody poeta w hołdzie u stóp złoży wytwór swego ducha?
Strąkowski zaczerwienił się: