Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ni, by odbywać z nimi długie narady, przychodzili wytworni szpakowaci uwodziciele, którym reumatyzm, zadyszka i dobry gust kazały unikać dancingów i tu przyprowadzać obiekty wspaniałych resztek swojej ofensywności. Nie pijano tu nigdy szampana, zato wypróżniano w tej sali niezliczone ilości starych burgundów, węgierskich i reńskich, na wagę złota cenionych starek i koniaków z czcigodnych omszałych butelek.
Wyjątek stanowił duży okrągły stół w rogu, gdzie obok tych drogich płynów nie pogardzano i zwykłą czystą wódką, gdzie nie odbywano długich medytacyj nad kartą win, gdzie nie studiowano z nabożeństwem jadłopisu. Był to stół otaczany przez dyrekcję szczególniejszą pieczołowitością, przez służbę szczególniejszą uwagą, przez gości szczególniejszym zainteresowaniem. Stanowił niejako chlubę lokalu. Siadywało przy nim niemal wszystko to, co w stołecznej literaturze, muzyce, czy plastyce nadawało ton, grało jakąkolwiek poważniejszą rolę. Oprócz stałych bowiem bywalców tego stołu dorywczo zaglądali tu wszyscy ci, którzy chcieli z nimi się spotkać, porozumieć, pomówić, czy po prostu pogadać. Więc wydawcy, reżyserzy, dyrektorzy teatrów, koledzy, redaktorzy, architekci, rzeźbiarze, a także i tacy, których pociągał ten świat, a znajdowali doń przystęp przez pokrewieństwo, czy przyjaźń z księciem Załuckim lub z baronem Irwingiem.
Schodzono się wcześnie, bo już około ósmej zjawiali się pierwsi, koło dziesiątej stół był już gęsto obsadzony, a po jedenastej, czyli w porze zakończenia przedstawień teatralnych, robił się przy nim tłok.
Jako jeden z pierwszych, zjawiał się zwykle Załucki, znudzony poobiednim bridge‘m w swoim klubie, lub konferencją z administratorem. Ogromny i ciężki, chociaż nie otyły, pomimo swoich czterdziesctu pięciu lat mocno posiwiały, o szerokiej wielkiej czerwonej twarzy ze zwisającymi płowymi wąsami, wywierał wrażenie wspaniałości i siły. Trudno było wyobrazić sobie kogoś wyglądającego bardziej po pańsku, bardziej po sarmacko, bardziej po hetmańsku. Gdy się odezwał, niski chropowaty bas jeszcze bardziej utwierdzał to wrażenie. Od pierwszego rzutu oka każdy byłby pewien, że człowiek ten jest stworzony