Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lutnią“ zwana, która czasu wojny światowej została zamknięta i dopiero po odparciu najazdu bolszewickiego odnowiona i otwarta już przez nowych właścicieli, jako „Restauracja i Bar pod Lutnią“.
Bar mieścił się w pierwszej sali, której staroświeckie sklepienia o prostych dostojnych liniach nie mogły pogodzić się z krzykliwymi barwami kafelkowych ścian, z amerykańskimi wysokimi stołkami, z jaskrawą nowoczesnością rurowych lamp, z zimnym połyskiem niklowanego bufetu ogromnej długości, ani z tłumem przelewającej się ustawicznie publiczności, z tłumem hałaśliwym, spieszącym, napełniającym swe żołądki byle czym i byle jak w odorze potraw, piwa i dymu z papierosów, w brzęku naczyń, w pokrzykiwaniach kelnerów i w nieustającym warkocie wentylatorów.
W drugiej, największej sali była właściwa restauracja, a wieczorami w środku dancing. Tu pomimo brzydkich jesionowych boazeryj, secesyjnych żyrandoli i złoconych tapet, zachowało się więcej charakteru. Publiczność tutaj też była lepsza, stateczniejsza, zasobniejsza w czas i w gotówkę. „Lutnia“ słynęła z dobrej kuchni, a umiarkowane ceny ściągały nie tylko liczących się z konieczności z groszem oficerów i urzędników, ale także kupców, przemysłowców, adwokatów, lekarzy, przyjezdnych ziemian i często cudzoziemców. W soboty i niedziele stoliki obsiadały całe rodziny, według mieszczańskiego obyczaju świętujące w ten sposób. Wówczas tłok tu panował nieopisany, dyrekcja podwajała liczbę stolików, a półprzytomni kelnerzy zrywali nogi, by jakoś nadążyć.
Trzecia, najmniejsza sala, o znacznie niższym sklepieniu pozostała prawie nietknięta od popowstaniowych czasów. Z góry zwieszał się na grubym łańcuchu piękny świecznik ferro batuto, również z misternie kutego żelaza kinkiety zdobiły ściany pokryte boazerią ze sczerniałego dębu. Niskie ciężkie stoły i renesansowe fotele o bardzo wysokich oparciach, stary zegar gdański, gruby dywan i przyćmione światło, stwarzały tu nastrój ciszy, wygody i dosytu.
Tej salki unikali przeciętni bywalcy „Lutni“. Za to zbierali się tu wytrawni smakosze, do których często zaglądał szef kuch-