Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Milczał dłuższą chwilę i powiedział:
— Sewer twierdzi, że kobiety kochają mężczyzn za ich wady. Jeżeli nawet ma rację, w co wątpię, to pani na pewno do tego typu kobiet nie należy.
Ponieważ nie odpowiedziała, dodał:
— Jestem na przykład... pijakiem.
— Pan? — zdziwiła się.
— Tak, pijakiem. Czyż to nie godne potępienia w oczach pani?
— Znowu muszę powtórzyć: nie wygląda pan na pijaka.
— To ironia mojej powierzchowności: jestem wszystkim tym na co nie wyglądam i odwrotnie wyglądam na wszystko to, czym nie jestem.
— Więc pije pan dużo?
— Bardzo dużo.
— A jak często? — szukała dlań usprawiedliwienia.
— Co dzień.
— To przecież okropne. I po co pan to robi?
Wzruszył ramionami:
— Nie wiem. Jestem za głupi, by wiedzieć. Piję, bo tylko wtedy, gdy jestem pijany, bywa mi dobrze. Jest mi lepiej — poprawił. — Zresztą mam też inne wady.
— Ale nie może pan przestać pić? Czy brak panu dość silnej woli?
— Może. A może nie chcę przestać. Nie lubię nad tym się zastanawiać — powiedział i z miejsca zwiększył szybkość, by przy pomocy pędu powietrza uniemożliwić dalszą rozmowę na ten temat.
W pensjonacie na dole zastali Polaskiego i Tukałłę. Obaj mieli kwaśne miny.
— Struli nas wczoraj tą ohydną śliwowicą — tłumaczył Tukałło. — Śliwowica ma w sobie jakieś olejki. Powinno się je stosować przed zgonem. A państwo gdzie byli?
— Jeździliśmy do Morskiego Oka — odpowiedziała Kate. — W tym słońcu góry wyglądają przepięknie.
— Tak?... Nie widziałem nigdy Tatr.
— Nigdy pan nie był w Zakopanem?